Kiedy przydaje się fajka?

Opowieści ku przestrodze


Sytuację, kiedy przydaje się fajka miałem w Chorwacji, w trakcie wiosennego urlopu. Nurkowanie było na wyspie ........., łódź została przycumowana w zatoce, wszyscy udali się na oglądanie latarni. Pachniało majerankiem i lawendą. Pogoda była wspaniała, majowe słońce grzało mocno.

Na odprawie przed nurkowaniem przewodnik powiedział jasno: " w zatoce prąd jest mały, ale za cyplem może być różnie, czasem jest słaby, ale przeważnie jest silny, nurkujemy w prawo za cypel, jeżeli prąd będzie mocny to wracamy do zatoki".

Ponieważ chorobliwie nie lubię pływać pod prąd, skorzystałem, że jestem instruktorem i ustaliłem z przewodnikiem, że moja grupie tzw. "fotograficzna" płynie oddzielnie i jeżeli prąd będzie silny to nie wraca do zatoki tylko płynie z prądem i wynurza się po godzinie nurkowania, tam podejmie nas łódź. Przewodnikowi plan nie do końca się podobał, jednak ostatecznie dał się przekonać. Nasza grupa liczyła trzy osoby, oprócz mnie jedna osoba miała P3 CMAS a druga Divemastera PADI.

Zaczęło się nurkowanie, nasza grupa zanurzyła się jako pierwsza, po 10 minutach wyprzedził nas przewodnik z grupą, pomachali nam płetwami na pożegnanie i zniknęli za skałami. Grupa fotograficzna w ślimaczym kępie poruszała się do przodu.

wieloszczet - fot. Andrzej Martin Kasiński

Zatoka była kompletnie nieciekawa, więc popłynąłem z grupą za cypel, a tam prąd był duży, decyzja była prosta, płyniemy dalej w prądzie. Grupa fotograficzna pływa wolno, więc dopiero za cyplem nastąpiło nasze spotkanie z przewodnikiem i resztą grupy, oni już wracali, płynąc pod prąd. Pokazałem przewodnikowi "my płyniemy z prądem" odpowiedział "OK".

Za cyplem fauna i flora była zdecydowanie ciekawsza, ale bez rewelacji, po 15 minutach płynięcia trafiliśmy na piękną pionową ścianę dziurawą jak szwajcarski ser, ryb było mnóstwo, po prostu raj dla podwodnego fotografa.

W szczelinach dostrzegłem murenę, na drobnych roślinkach były ślimaki nagoskrzelne Flabellina affinis i jeszcze drugie, ale niestety ich nazwy nie znam. Kolorowe wieloszczety majestatycznie falowały zgodnie z ruchem prądów wodnych.

Czas mijał bardzo szybko, rzut oka na zegarek uzmysłowił mi, że minęła godzina. Ostatnie zdjęcie i wynurzenie.

A na powierzchni spokojne morze zamieniło się w szalejący żywioł. Fale uderzały o skały, stromy brzeg nie pozwalał na wyjście z wody. Łodzi nie widać, nie pozostało nic innego jak utrzymywać pozycję. Okazało się bowiem, że w tym miejscu prądy opływające wyspę spotykają się i dalej płyną w morze. Odpłynięcie od wyspy to nie najlepszy pomysł, więc pozostawało trwać na pozycji. Schronienie wraz z grupą znalazłem w zagłębieniu między skałami. W zatoce fale cały czas uderzały o ostre skały, dodatkowo woda posiadała ruch wirowy, kręciło nami w kółko jak na karuzeli tylko dużo wolniej. Zaletą tego schronienia było to, że nie trzeba było walczyć z prądem. Kręcenie się w kółko było znacznie przyjemniejsze.

Czekamy. Mija 10 minut, łodzi nie ma, mijają następne minuty 15, 20,30 minut. Łodzi dalej nie ma. Koledze bez fajki znudziło się wirowanie z głowa nad wodą i postanowił złapać się skały przy brzegu. Wybrał najbardziej bezpieczne miejsce i tam postanowił zakotwiczyć. Kotwiczenie zakończyło się bezpiecznie. Czekamy dalej.

Mija 35, 40, 45 minut i dalej nic. Chyba o nas nie zapomnieli, takie pytania przebiegają nam przez głowę. Na razie nie pozostaje nam nic innego jak czekać. Więc czekamy.

Tak są, powoli za skał wyłania się biały dziób łodzi, podpływają powoli, lodź zatrzymuje się jakieś 20 metrów od brzegu, podpłyniecie bliżej może być niebezpieczne ze względu na duże falowanie.

murena - foto: Andrzej Kasiński

Nie pozostaje nam nic innego jak opuścić schronienie i podpłynąć do łodzi. Podłynać nie jest trudno, gorzej będzie wejść na pokład. Oddajemy sprzęt fotograficzny na łódź i pojedynczo staramy się trafić na skaczącą na fali drabinkę, kilka stopni i już na łodzi. Wracamy do bazy, oglądnąć zdjęcia. Brak strat w ludziach i sprzęcie.

Koniec opowiadania, a o fajce ani słowa. Sytuacja po wynurzenia była daleka od komfortowej, oddychanie przez fajkę znacznie ja uprościło. Czy bez fajki doszło by do tragedii? W tak mocnej grupie, pewnie nie, ale przy osobach mniej poświadczonych i sprawnych fizycznie, efekt końcowy nie jest do przewidzenia. Byłem zadowolony, że na to nurkowanie zabrałem fajkę, czekając na łódź trudno oddychać przez 50 minut z automatu oddechowego (bo skończy się powietrze w butli) czy bez fajki. Do łodzi również łatwiej jest podpłynąć korzystając z fajki.

Powyżej przedstawiłem moje zdanie, w kwestii czy zabierać, czy nie zabierać fajki na nurkowanie. Decyzja należy do Ciebie. Fajka wcale nie musi być przy masce, kiedy masz na nią uczulenie, możesz ją schować do jacketu albo kieszeni skafandra suchego.

Życzę udanych nurkowań
Martin